Wiele wyników i wniosków o charakterze ogólnym nie nastraja optymistycznie. Podwoiła się liczba gatunków zupełnie już wymarłych w Polsce, a wzrosła o jedną trzecią liczba gatunków zagrożonych. Odsetek ustępujących gatunków ptaków w krajowej faunie okazał się wyższy niż w skali całej Ziemi i całej wspólnoty europejskiej, lecz to może być artefakt spowodowany staranniejszym przebadaniem Polski.

Z drugiej strony nie można popadać w defetyzm i czarnowidztwo. Najnowsza Czerwona lista ptaków Polski udowadnia, że ochrona czynna oraz bierna, tudzież edukacja społeczeństwa i rządzących, przyniosły wyraźną poprawę stanu populacji kilku charyzmatycznych gatunków z sokołem wędrownym, bielikiem i dzięciołem trójpalczastym na czele. Najmocniej narażone na zanik na ziemiach polskich okazały się ptaki wodne i błotne spośród blaszkodziobych i siewkowatych. Wynika to głównie z dalszej fragmentacji szeroko rozumianych mokradeł, w tym: tradycyjnie użytkowanych łąk i pastwisk w dolinach rzek, samych rzek i potoków, torfowisk różnego typu, stawów rybnych, a także wybrzeży Bałtyku. Dlatego cieszy chociażby poprawa sytuacji bąka, gdyż jest to ptak szczególnie znienawidzony przez rybaków, zażarcie tępiony mimo formalnej ochrony prawnej m.in. w Niemczech i Polsce. Poprawiło się także kaczce czernicy, choć nadal bywa mimowolnie zestrzeliwana.

Kurczenie się zasięgów geograficznych oraz regres liczebności dotknęły także wielu gatunków związanych z krajobrazem wsi lub przedmieść, przywiązanych do naszych ogrodów, pól ornych, miedz, pastwisk czy łąk kośnych. Na Czerwonej liście ptaków Polski 2020 po raz pierwszy ujrzano szereg gatunków dotychczas raczej pospolitych poza miastami, jak: świergotka polnego, błotniaka łąkowego (popielatego), bekasa kszyka, wreszcie szlamika rycyka. Zdumienie i grozę budzi umieszczenie na liście tak częstych do tej pory ptaków, jak znane nam także z naszego Ogrodu: gawron, czajka czy turkawka. Niemal jedna piąta (18%) pozycji z aktualnej czerwonej listy to ptaki typowe dla wsi.

Wymieranie ptaków przywiązanych do mniej lub bardziej tradycyjnie użytkowanych terenów rolnych nie jest w Polsce zjawiskiem nowym. Już XIX i XX wiek przyniosły ustąpienie strepeta, dropia, kobczyka oraz dzierzb: czarnoczelnej i rudogłowej. Krasce trochę pomogliśmy, lecz wciąż grozi jej całkowity zanik na naszych ziemiach. Mamy Biebrzański Park Narodowy i szereg rezerwatów, ale już prawie nie ma bataliona bojownika. Od dekad wiadomo, że wspomnianym wyżej gatunkom szkodzi zarówno całkowite zarzucenie gospodarki rolnej na danym obszarze, jak i jej radykalna modernizacja. Tymczasem zarówno komunistyczna kolektywizacja, jak i kapitalistyczne rolnictwo farmerskie wymagały komasacji pól i łąk, likwidacji miedz, żywopłotów, kurhanów itp., wyższego zużycia środków ochrony roślin, osuszenia oczek wodnych, a ponadto zastąpienia dotychczasowej szachownicy stosunkowo małych pól, łąk i odłogów bezkresnymi monokulturami. Miłośników przyrody cieszy synantropizacja żurawia, częściej widywanego dziś na polach kukurydzy Polski zachodniej i środkowej niż odludnych bagnach Polski wschodniej. Rolników trochę mniej, albowiem rząd nie wypłaca odszkodowań za szkody czynione przez chronione prawem gatunki ptaków. Stąd coraz częstsze niestety samosądy na tych pięknych, aczkolwiek żarłocznych skrzydlatych tancerzach. Śladem żurawia podążać zaczyna kulik wielki, przyzwyczajając się w końcu do często koszonych, nowocześnie podsiewanych łąk. Szkoda, że gadożer wciąż nie potrafi skorzystać z ocieplania się klimatu i rosnącej sympatii naszego społeczeństwa dla płazów i gadów.

Polska jako państwo i społeczeństwo ponosi szczególną odpowiedzialność za gatunki pozostające tutaj względnie pospolite, natomiast zagrożone wymarciem (kategoria VU – vulnerable) lub bliskie zagrożenia (kategoria NT – near threatened) w skali całej planety. Do pierwszej kategorii zalicza się urokliwy gołąb terenów wiejskich: turkawka. W drugiej kategorii spotkamy kilka gatunków trwałych użytków zielonych, jak świergotka łąkowego, dubelta, kulika wielkiego, wreszcie czajkę. Dwa krytycznie zagrożone w Rzeczypospolitej, zatem niemal już wymarłe gatunki: dzierzba czarnoczelna i kraska pozostają silnie przywiązane do tradycyjnie użytkowanego krajobrazu rolniczego, obfitującego w rozproszone krzewy, pojedyncze stare drzewa i słabo lub też wcale nie opryskiwane pola i pastwiska. Wymarcie zagraża im zresztą w skali całej UE. Identyczne mechanizmy ekologiczne i gospodarcze przyczyniają się także do regresu towarzyszących im w tym samych środowiskach: dzierzby rudoczelnej, drzemlika, kobczyka i pustułeczki.

Uczestnicząc w naszych warsztatach „Ptasim szlakiem – wędrówka po ogrodzie” czy rozkoszując się zapachem i widokiem naszych kwiatów, warto jednocześnie zamieniać się w słuch nie tylko na obszarze ogrodów sensorycznych. To może być ostatnia szansa na usłyszenie, a nawet wypatrzenie w granicach administracyjnych Warszawy szeregu naszych skrzydlatych braci, jakże częstych jeszcze 20-30 lat temu, a dziś już wymagających pilnej ochrony. Nasz Ogród ma się zresztą czym pochwalić także na niwie ornitologicznej. To jedno z ostatnich miejsc w województwie mazowieckim, gdzie usłyszeć można muchołówkę małą, kojarzącą się nam raczej z ostępami Puszczy Białowieskiej albo pasmami Magury niż z obrzeżami Warszawy.

mgr Adam Kapler