Dziś chcielibyśmy przybliżyć Wam ideę ekspedycji terenowych, będących nieodłącznym elementem naszej pracy, związanej z zachowaniem starych odmian jabłoni. Naszym celem jest bowiem także inwentaryzacja starych osobników w terenie, ich ocena odmianowa oraz, jeśli okażą się unikatami niewystępującymi w kolekcji Ogrodu, zbiór ich zrazów. A więc, komu w sercu gra nuta odkrywcy i awanturnika, zapraszamy do załogi! ?

Ekspedycje terenowe w tym celu odbywają się corocznie, zazwyczaj dwu-, trzykrotnie w okresie letnim. Ich celem są rejony, z których otrzymujemy sygnały o występowaniu wiekowych osobników drzew sadowniczych. Skupiamy się przy tym głównie na jabłoniach, specjalizując się w tym rodzaju już od 30 lat. Oczywiście nie pominiemy także interesujących grusz, śliw, czereśni i wiśni, szczególnie gdy reprezentujące je okazy, wskazują na szlachetność oraz słuszny wiek.

Rok 2017 był wyjątkowo interesujący pod względem wyjazdów. W dniach 20-24 sierpnia udaliśmy się na zachód – w lubuskie, za bazę obierając sobie miasto Skwierzyna. Naszym przewodnikiem i gospodarzem był pan Leszek Kułak, lokalny przedsiębiorca związany z branżą urządzania terenów zieleni oraz obiektów sportowych, a hobbystycznie propagator historii tych ziem oraz dziedzictwa kulturowego jej mieszkańców. W ramach działalności, poza zawodowej, od kilku lat zajmuje się także rozpowszechnianiem i rozmnażaniem historycznych odmian drzew owocowych, poszukując ich materiału aktywnie w okolicach Skwierzyny. Lepszego terenowego znawcy tematu mieć nie mogliśmy, a opierając się o niego jako przewodnika, oszczędziliśmy wiele (jakże cennego) czasu i dotarliśmy do miejsc o ograniczonej dostępności…

Dużą część naszej ekspedycji spędziliśmy bowiem w otulinie (a raczej strefie ochronnej) poligonu wojsk lądowych w Wędrzynie. Wspomnianą strefę buforową stanowi obecnie las porastający tereny dawnych niemieckich wsi. Były to m.in. miejscowości: Malkendorf (ob. Malutków), Lindow (Lędów, Lipa), Gross Kirschbaum (Trześniówek). Ludność zamieszkiwała je jeszcze w 1945 roku. Wraz ze zbliżaniem się frontu wsie te zostały porzucone i choć były plany zasiedlania ich przez Polaków, zostały zlikwidowane wraz z decyzją o poszerzeniu poligonu (1950 r.). Obecnie jak już wspomnieliśmy są całkowicie wchłonięte przez naturę, a jedyne ślady bytności człowieka to fundamenty, piwnice i studnie, poniemiecki cmentarz oraz kościół, którego wysoka wieża stanowi teraz punkt orientacyjny dla wojska. Po dawnych mieszkańcach pozostały jednak także drzewa sadzone jeszcze ich ręką.

Pierwszym zaskoczeniem jest na pewno stan zabudowań. Zaraz jednak w oczy rzuca się regularność i powtarzalność układu gospodarstw w teraźniejszym morzu zieleni. Od głównej drogi do zabudowań prowadził gościniec, czyli krótka ścieżka wjazdowa. Już często tam spotykaliśmy pierwsze jabłonie, grusze i czasami drzewa pestkowe. Budynki oczywiście ułożone były w okrąg, chroniąc podwórko jako miejsce prywatne i robocze zarazem. Regułą było zaś umiejscowienie budynku mieszkalnego po prawej stronie, a gospodarskich po lewej i na wprost. Większość drzew owocowych sadzono w otoczeniu budynku mieszkalnego lub za całym gospodarstwem. Jeśli ten sad za budynkami nie byłby grodzony pomiędzy sąsiadami, mógłby wytworzyć rodzaj wspólnej własności wioski, co zdarzało nam się spotkać niejednokrotnie w czasie ekspedycji na tereny poniemieckie.

Przedzierając się przez zarośla szukaliśmy więc fundamentów wiedząc, że na pewno trafimy tam na stare drzewa. W ten właśnie sposób oznaczyliśmy kilkadziesiąt osobników jabłoni, wyróżniających się wymiarami. Niezwykle charakterystyczną cechą jaką nosiły zazwyczaj na sobie było wyraźnie miejsce szczepienia, robione w tamtym czasie wysoko (poziom metra lub więcej od korzeni). Był to dla nas dowód, że mamy do czynienia z drzewem uprawianym oryginalnie, a nie choćby ze starym i owocującym odrostem od podkładki, który usamodzielnił się po zamarciu odmiany szlachetnej.

Jabłonie spotykane w tym rejonie były w bardzo różnym stanie. Te rosnące na lepszych gruntach, lepiej doświetlone, być może młodsze lub reprezentujące bardziej długowieczne odmiany, zachwycały nas gabarytami i żywotnością. Nie brakowało jednak osobników, dla których najbliższe lata będą już ostatnimi. Obserwowaliśmy w ich przypadku postępujące próchnienie pnia, rozłamywanie, znaczny posusz korony, infekcje i kolonizacje pnia lub niestabilność zwiastującą nadchodzący wykrot. W kilku przypadkach dotarliśmy do nich chyba w ostatniej chwili, gdyż ostatni liść strącany w tym momencie listopadowym wiatrem, nie doczeka się już swoich następców po ziemie… Często zastanawiała nas także wielka wola życia drzew już leżących, wydawałoby się ostatecznie połamanych, całkowicie wypróchniałych. Wypuszczanie przez nie przyrostów, jakoby już tylko dla nas, z myślą propagacji, ocenialiśmy jednomyślnie jako prawdziwy cud.

Celem naszej ekspedycji była inwentaryzacja oraz zebranie materiału w postaci fragmentów jednorocznych przyrostów (tzw. zrazów). W większości przypadków przynależność odmianową udawało nam się ocenić na miejscu, pod drzewem. Opieraliśmy się oczywiście o owoce, które na szczęście w tym sezonie obrodziły obficie. Były to zarówno świeże spady, jak i te pobierane wprost z drzewa. W tym celu niezbędny był sekator na wysięgniku lub zbierak, także o maksymalnym przedłużeniu rączki. Niekiedy zabieraliśmy owoce ze sobą by wieczorową porą, w oparciu o literaturę doprecyzować nasze typowania terenowe.

Poza terenem poligonu inwentaryzowaliśmy także niegdyś bardzo popularne w krajobrazie Polski aleje jabłoniowe oraz liczne gospodarstwa, gdzie do tej pory zachowały się poniemieckie drzewa owocowe. W ten sposób nasza wyprawa zakończyła się oznaczeniem niemal 100 drzew w terenie i pobraniem przeszło 30 próbek odmian o dobrze rokujących charakterze (nieobecnych w kolekcji Ogrodu).

Zrazy pozbawione liści, odpowiednio opisane, owinięte w wilgotny materiał i transportowane w lodówce turystycznej, bezpiecznie dotarły do Warszawy, gdzie zostały zaokulizowane niezwłocznie po przyjeździe. Za 2-3 lata zakwitną i wydadzą owoce, po których stwierdzimy na pewno jaką odmianę widzieliśmy w terenie. Stare drzewa mają bowiem tendencję do owocowania ograniczonego, drobniejszego, zacierającego cechy takie jak barwa, rumieniec, zawartość cukrów itp.

Pod koniec ekspedycji, będąc z mateczniku odmiany ‘Landsberska’, a więc w Gorzowie Wielkopolskim (od Landsberg an der Warthe; stąd ‘Reneta Landsberska’ lub ‘Reneta Gorzowska’), odwiedziliśmy sad pokazowy gromadzący drzewa tej odmiany uzyskane ze zrazów z różnych stron kraju i świata. Ta inicjatywa, prowadzona od 2009 roku przez tamtejszy Zespół Szkół Ogrodniczych, ma upamiętnić fakt jej wyhodowania w tym mieście w 1840 r.

Pięć dni (z dojazdem) to oczywiście zbyt mało by zinwentaryzować tak bogaty i rozległy region jak opisywana Skwierzyna i okolice. W kolejnych latach odwiedzaliśmy go jeszcze wielokrotnie, znajdując nadal ciekawe okazy, niekiedy o ok. 100-letniej metryce. Całe województwo lubuskie okazało się przy tym bardzo gościnne i nadal nieprzebrane. Cieszyła nas dodatkowo troska jaką otaczano stare drzewa owocowe, a także opieka teraźniejszych gospodarzy nad roślinami sadzonymi przez dawnych właścicieli.

Miejmy nadzieję, że przyjaciół starych odmian jabłoni nie zabraknie, a sędziwe osobniki, niosące cenne geny, będą miały szansę przekazać je młodemu pokoleniu, dzięki pomocy człowieka. Tylko wtedy bowiem będą żyły, nie tylko w naszych dziecięcych wspomnieniach, ale także fizycznie, zachowując odrobinę dawnego świata.

Konrad Woliński