Pereskia grandifolia. Fot. Kurt Stüber

Oranżeria słynie szeroko ze swojej kolekcji sukulentów, obejmującej nie tylko kaktusy, ale również ich trujące sobowtóry: sukulentowe wilczomlecze. Jednym z najosobliwszych perełek naszej Oranżerii pozostaje od lat, kwitnące właśnie teraz zimą, drzewidło wielkolistne vel peireskia wielkolistna Peireskia grandifolia. To roślina zdecydowanie nie przypominająca typowych Cactaceae, prędzej już dziką różę, zwana zresztą w wielu językach „kaktusem różowatym” czy „kaktusem-różą”. Peireskia zasługuje na miano „żywej skamieniałości” a zarazem „ogniwa pośredniego”. Stanowi bowiem wciąż żywą i całkiem pospolitą w naturze pozostałość wczesnych etapów ewolucji rodziny kaktusowatych. Zachowała bowiem drzewiasty (stąd: drzewidło) pokrój, prawdziwe liście o szerokich blaszkach oraz korę bez aparatów szparkowych na pędach.

O przynależności peireskii do kaktusowatych świadczą za to nieobecne u pozostałych rodzin areole, czyli krótkopędy wypuszczające kwiaty, długopędy i ciernie, zarówno te właściwe, trudne do odłamania, jak i nader kruche glochidy. Drugim widomym dowodem kaktusowej natury drzewidła jest jego kwiat, podzielony na trzy odcinki: rurkę kwiatową, szypułkę oraz wgłębione dno, zwane u kaktusów perykalpelem, o spiralnie ułożonych pręcikach i jaskrawych listkach okwiatu. Drzewidło stanowi zatem roślinny odpowiednik takich ogniw pośrednich świata zwierzęcego, jak trzonopłetwa ryba latimeria, znoszący jajka ssak dziobak albo jedyny głowonóg o prawdziwej muszli – łodzik.

Nie bez powodu w oranżerii eksponujemy peireskię tuż obok plumerii czerwonej (frangipani) Plumeria rubra, świętego drzewa Majów i Azteków, dziś narodowego kwiatu Nikaragui. Choć rośliny te należą do odmiennych rodzin (plumeria podobnie jak oleander i barwinek do toinowatych Apocynaceae), a i plumeria nie posiada cierni, to reprezentują ten sam ewolucyjny proces przechodzenia od niskich drzew lasu deszczowego do kolczastych sukulentów pustyń, oddychających i asymilujących już tylko łodygami, niejako uchwycony w tym samym momencie.

Karol Plumier

Drugim powodem fizycznej bliskości obu sukulentów jest fakt, że to właśnie Karol Plumier (uwieczniony w nazwie rodzajowej plumerii) jako pierwszy opisał drzewidło dla europejskiej nauki w 1703 r. Linneusz przeniósł ją potem do rodzaju kaktus, ale Filip Miller odtworzył osobny rodzaj pisany Pereskia lub Peireskia. Ta druga pisownia dziś stała się rzadsza, a szkoda! Lepiej przecież oddaje intencje twórcy, gdyż honoruje wielkiego francuskiego uczonego, opata Mikołaja Klaudiusza de Peiresc (1580-1637). W naszych czasach pamięta się go jako astronoma i kolekcjonera sztuki, aczkolwiek jako prawdziwy człowiek renesansu udzielał się na wielu innych polach: potwierdził hipotezę Harveya o krążeniu krwi; wyjaśnił, że tajemniczy „deszcz krwi” to w rzeczywistości wydaliny gąsienic motyla niestrzępa głogowca; zbadał sporo szczegółów z biologii kameleona, słonia oraz alzarona (wymarłej już dziś gazeli) etc.

Sukulenty te w swojej ojczyźnie są bardzo użyteczne. Formuje się z nich żywopłoty, zjada liście i owoce, smakiem i „futerkiem” ponoć dość podobne do naszego agrestu. Uprawa drzewidła wielkolistnego jest prosta, o ile zabezpieczy mu się odpowiednie warunki. Wymaga temperatury nie spadającej poniżej 10 C. Lubi światło rozproszone, najmocniejsze rano i wieczorem. Półcień hamuje wzrost tego arcyciekawego kaktusa, sprzyjając prowadzeniu go jako bonsai. Gleba musi być dobrze napowietrzona i zdrenowana, najlepiej z warstwą kamyków albo żwiru na dnie. Jak wszystkim kaktusom szkodzi mu przelanie. Przelany okaz niestety zwykle ginie. Nie lubi jednak długich okresów suszy. Jeżeli ziemia jest dobrze zdrenowana, to należy peireskię podlewać często, ale niewielkimi dawkami.

mgr Adam Kapler