Kiedy nasi przewodnicy proszą zwiedzających o wskazanie dzikiej róży znanej im z dzieciństwa, zdecydowana większość z nich wskazuje na różę pomarszczoną Rosa rugosa. Dla nich jest to właśnie ta prawdziwa, dzika róża, znana od wczesnego dzieciństwa, porastająca miedze na Podlasiu i pasy wiatrochronne w Wielkopolsce, utrudniająca nieco dotarcie na plażę nad naszym siwym Bałtykiem, wspinająca się na skalice i turnie naszych gór. Żadną miarą nie mogą uwierzyć, że to gatunek obcy dla europejskiej flory, pochodzący z Dalekiego Wschodu od Liaoningu i Szantungu w Chinach, przez Półwysep Koreański, Sachalin i Kamczatkę po Hokkaido i Honsiu w Kraju Kwitnącej Wiśni. Nawet wśród ekspertów nadzorujących nasadzenia roślin dekoracyjnych, wiatrochronnych, przeciwerozyjnych etc. w pobliżu parków narodowych maleje świadomość obcości tego gatunku róży.

A jednak! Do Europy i Stanów Zjednoczonych sprowadzono ją celowo jako roślinę ozdobną, materiał do tworzenia nowych odmian oraz niewyczerpane źródło mięsistych płatków kwiatowych oraz wybornych pseudoowoców na dżemy i nalewki. Do dziś pozostaje ulubioną różą polskich drogowców do utrwalania i ozdabiania skarp przy autostradach i torach kolejowych. Jak przystało na gatunek nadmorski, przywiązany w swej ojczyźnie do zarośli wykształcających się między wydmami i plażami, a lasem na piaszczyskach doskonale znosi niestabilne, jałowe, zasolone i silnie przepuszczalne podłoże, gęste od kurzu wielkomiejskie powietrze tudzież zasypywanie piachem. U nas w środkowej Europie też pryska z upraw głównie nad morze.

Owoce róży japońskiej są równie wszędobylskie jak japońscy turyści. Podróżują w brzuchach ptaków i ssaków (nawet lisów) i robotników drogowych, z falami i prądami morskimi (zachowując tu żywotność do 40 tygodni). Rozrośnięte okazy formują zwarte kępy mechanicznie, wypierając inne gatunki. Obecnie zaleca się zakaz uprawy na obszarach prawnie chronionych i w ich otulinach, na otwartych terenach wiejskich, koło diun, w lasach państwowych, szczególnie w promieniu 50 km od wybrzeży Bałtyku oraz Morza Północnego, a docelowo całkowite wycofanie jej z handlu i hodowli. W razie niemożności zrezygnowania z jej uprawy w miastach i przy drogach proponuje się staranną utylizację zbędnych roślin poprzez ich spalenie, systematyczne wykopywanie lub trucie herbicydami odrostów oraz sadzenie wyłącznie na regularnie koszonych trawnikach.

Ekspansja róży pomarszczonej w Polsce stanowi koszmar pracowników parków narodowych i NGO zajmujących się czynną ochroną przyrody. Piękny ten krzew szerzy się jak pożar w stepie w Słowińskim i Wigierskim Parku Narodowym, w rezerwacie Mewia Łacha czy na terenie Natura 2000 Zalew Wiślany i Mierzeja Wiślana. Wypiera rokitnika oraz wierzbę piaskową z ich stanowisk, a wraz z nimi ustępują rzadkie gatunki owadów. Może się też krzyżować z rodzimymi różami Europy. W ogóle między wprowadzeniem do uprawy na Starym Kontynencie a najazdem na miejscowe wydmy mijało zwykle od 100 do 200 lat.

Prawne ograniczenia w uprawie tej róży ciężko wprowadzić. Przecież to jeden z ważniejszych krzewów w europejskiej architekturze zieleni! Nie sposób sobie wyobrazić współczesnych nasadzeń przy szosach bez róż pomarszczonych, gdyż są fantastycznie odporne na sól do odladzania jezdni. Świetnie nadają się do rekultywacji hałd pogórniczych i przemysłowych. Zarówno czysty gatunek, jak i pochodzące odeń mieszańce uprawiane są od dawna jako ozdobne i jadalne, wiatrochronne i glebochronne. Do dziś rekomenduje się różę fałdzistolistną jako gatunek okrywowy do parków. Wyhodowano mnóstwo odmian, o płatkach czerwonych, żółtych bądź białych; o kwiatach pełnych. Jako gatunek mateczny ta niezniszczalna sybiraczka dostarczyła cherlawym formom ozdobnym iście sowieckiej krzepy, odporności na choróbska, głód i chłód, na zasolenie ziemi czy skażenie powietrza.

mgr Adam Kapler